Co nam zostało po Euro 2012

Zupełnie nie rozumiem – z perspektywy miasta zamieszania związanego z tegorocznym Euro, a zwłaszcza ze strefą kibica. Przecież mamy dostępną całą infrastrukturę, wielokrotnie już przetestowaną podczas wielkich koncertów, mszy świętych i innych imprez masowych.  Znakomite nagłośnie, wielkie telebimy i duch – albo klimat miejsca. Stadion Miejski przy ulicy Bułgarskiej, wybudowany wspólnym wysiłkiem poznaniaków za jedyne 800 000 000 zł.

UEFA-EURO-2012-w-Poznaniu, fot. Grzegorz Nelc / mat. prasoweEuro 2012 było wielkim i bardzo ważnym wydarzeniem dla Poznania. Było celem – motywującym do działania, tak jak kiedyś przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Czy były korzyści – owszem, kilka infrastrukturalnych, ale raczej z tych drobniejszych, którymi dziś raczej nie wypada się chwalić, jak ciche  torowiska tramwajowe, równe chodniki czy udogodnienia dla niepełnosprawnych. Dziś jeszcze mamy (albo i nie mamy) prawie trzykrotnie droższą Kaponierę i Stadion, do którego na szczęście nie dopłacamy [kredyt ciągle do spłacenia]

Podczas Euro udało się nam spojrzeć na siebie z dystansu, przez pryzmat relacji i artykułów w zagranicznej prasie. Zazwyczaj entuzjastycznych, pokazujących Poznań z perspektywy pięknego, gościnnego, otwartego miasta.

Uwierzyliśmy w siebie! W to, że nasze niedocenianie Stare Miasto jest tak samo atrakcyjne jak inne europejskie starówki, że mamy Maltę, Cytadelę, że wreszcie doceniana jest nasza gościnność, nasze restauracje, komunikacja (serio!)

Euro było też elementem integrującym lokalne społeczności, które musiały się zetknąć z nową rzeczywistością bezprawia, przyzwolenia na mieszkanie w strefie imprezy masowej, przyzwolenia na picie alkoholu na ulicach, na głośne imprezowanie do 5 nas ranem. Pewnie nikt nie ma już o to pretensji, ale efektem tego rozpuszczenia jest dziś to, co dzieje się na Starym Rynku i okolicach. Pójście po bandzie, maksymalizacji zysku przez niektórych chciwych knajpiarzy i restauratorów. Brakiem liczenia się z innymi użytkownikami przestrzeni publicznej.

Napieprzam kiepską muzą do białego rana i co mi zrobisz? Moi klienci petują na ulicy – bo przecież płacę podatki [ale barmanów zatrudniam na śmieciówkach] i miasto ma sprzątać. To na Euro pojawiły się kluby GoGo naciągające klientów na trunki za kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Ostateczny efekt finansowy Euro określiłbym na plus. Trudno to policzyć, ale liczba prasowych publikacji, tym samym wzbudzenie zainteresowania średniej wielkości europejskim miastem pomiędzy Berlinem a Warszawą zdecydowanie wzrosło. Potwierdzają to dane PLOT-u w liczbie turystów odwiedzających Poznań i zostawiających u nas pieniądze.

Ważnym efektem dla staromiejskiej społeczności było także – myślę, że po raz pierwszy – pokazanie siły lokalnej wspólnoty zmobilizowanej widmem hałasu i bałaganu pod oknami. To właśnie systematyczne i merytoryczne działania aktywistów doprowadziły do zwiększenie remontów w śródmieściu i ucywilizowania masowych wydarzeń pod kątem potrzeb mieszkańców. I to według mnie jest jeden z większych sukcesów Euro. Szkoda tylko, że mobilizuje nas zagrożenie!

[Posty na Blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Rady Osiedla, a informacją o działaniach i inicjatywach podejmowanych przez radnych]

Share

Zobacz również